czwartek, 31 sierpnia 2017

Powrót do Bolczowa

Dzisiejszym postem chcę zaprosić Was w Bieszczady. Co ma do tego Bolczów? Ano już tłumaczę. Całkiem sensownie. Pojechaliśmy w Bieszczady w podróż poślubną. Na gapę. Bo od naszego ślubu minęły już dwa lata. Znaleźliśmy więc prawdziwych nowożeńców - Karolinę i Kamila. I to z nimi ruszyliśmy w drogę. No tak, wciąż nie wiecie, skąd ten Bolczów. Odpowiadam: wieczór panieński Karoliny.

Zamek Bolczów
Tydzień przed ślubem Karoliny i Kamila spotkałyśmy się (w damskim gronie) na stacji kolejowej w Janowicach Wielkich. Plan nie był skomplikowany. Najpierw ruiny zamku Bolczów, potem schronisko Szwajcarka i Skały Husyckie. Na nocleg schodzimy do Trzcińska.

Oczywiście, przy okazji zakupów w janowickim Dinie nie obyło się bez drobnych uszczypliwości. Yhm, Karolina słyszała o duchach Bolczowa. Tych, co to pochłonęły mój plecak. I nie wypluły nic w zamian. Poradziła rozejrzeć się wokół. A nuż dojrzę moje skarpetki na stopach któregoś tuziemca... Było jej opowiadać? Nic to, uzupełniłyśmy zapasy i ruszyłyśmy w drogę.

Nie, nie - szczegółów nie będzie. W końcu to wieczór panieński! Bez obaw. Opisy miejsc, które odwiedziłyśmy, znajdziecie w relacji z wędrówki Szlakiem Zamków Piastowskich. Załączam tylko kilka zdjęć. Dla porównania. Widzimy się w Bieszczadach!

Zamek Bolczów

Zamek Bolczów

Zamek Bolczów

Skały Husyckie

Widok ze skał

Trzcińsko

Trzcińsko


PS. Szukając Trzcińska (my!? zgubić się!? no co Wy!), trafiłyśmy do obozu wspinaczy. Co za atmosfera! Taka życzliwa przestrzeń. Tworzona przez ludzi. Gdzie nie spojrzeć, uśmiech. Znowu przez głowę przebiegła mi myśl: chcę na ściankę.

1 komentarz: